Lasagne z grillowanymi warzywami

Moja mama napisała do mnie ostatnio, że w Biedronce jest super okazja - KILOGRAMOWA LASAGNA ZA 9,99 zł.!

Yyyy... takich rzeczy się nie je...

Z całym szacunkiem, każdy może mieć swoje zdanie na temat tego, że jednych stać na ekologiczny pudding chia z mango a innych na lasagne z Biedry. Ja to wszystko rozumiem, ale ludzie ci także nie zdają sobie sprawy, że tę różnicę w cenie przepłacają bardzo często własnym zdrowiem (jak nie życiem) i i tak wydają to później na leki na miażdżycę, nadciśnienie, cukrzycę, tarczycę, cholesterol itd. itd. Dalej jest już tylko chemia i modlitwa. To skrajne myślenie, niemniej jednak warto mieć świadomość iż to, co kładziemy na talerzu, ma PRZEOGROMNE znaczenia dla naszego zdrowia. Geny są przereklamowane, w większości przypadków każdy z nas jest kowalem swojego losu i ma realny wpływ na to, jak długo będzie żył i jaką to życie będzie miało jakość.

No ale wracając do lasagne: zapaliła mi się chętka na taki rarytasik. W "tygodniu" czyli od poniedziałku do piątku nie jem mięsa ani nabiału więc postanowiłam zrobić taką lasagne w wersji wege - z grillowanymi warzywami.

Poszłam po drodze do jednego z droższych sklepów (z lenistwa) czyli do Hali Marymonckiej po płaty lasagne i mleko ryżowe. W tym momencie na moim liczniku naliczyło się około 20 zł. Podejrzewam, że w sklepie typu Auchan zamknęłabym się w 10-15 zł. Później poszłam na pobliski bazarek po warzywka. Nie wszystko co kupiłam było stricte składnikiem lasagne, ale wydałam około 40 zł. Załóżmy więc, że moja lasagna (wliczając koszty prądu, papier do pieczenia) wyniosła mnie ok. 50 zł. (to i tak już ze sporą górką). No to jak by nie patrzeć, już pięć razy tyle co lasagna biedronkowa.

Składniki na lasagne z grillowanymi warzywami 
(wyszły mi cztery naprawdę duże porcje):
- 1 nieduża cukinia
- 1 nieduży bakłażan
- 2 cebule
- 2 papryki (ja wzięłam jedną czerwoną i jedną żółtą)
- 5 pomidorów (dojrzałych, mogą być takie już ciapowate)
- opakowanie płatów makaronowych Melissa (ja zużyłam pół tej paczki)
- 1 litr mleka ryżowego (albo innego o neutralnym smaku, np. owsianego)
- 4 łyżki mąki (u mnie krupczatka)
- 4 łyżki masła (u mnie klarowane własnoręcznie)
- 3-4 ząbki czosnku
- suszone zioła: około łyżka oregano i około łyżka bazylii (można dać świeże ale wtedy trzeba trochę dłużej gotować sos bo suszone zioła mają zdolność do zagęszczania)
- szczypta gałki muszkatołowej 
- oliwa z oliwek
- sól i pieprz do smaku

(wiem, że zdjęcie może nie zachęca ale byłam w taki ferworze gotowania, że nie przyszło mi do głowy fotografowanie w czasie przygotowań, jak będę robiła lasagne ponownie to wrzucę lepsze 😉)

Warto zacząć od przygotowania sosu pomidorowego. Cebule obieramy, kroimy w niedużą kostkę i wrzucamy na rozgrzane masło klarowane. 

Kto mnie czyta ten wie, że wg Ajurwedy masło klarowane to najlepszy tłuszcz jaki możemy sobie zaserwować. Nie jest co prawda wegańskie, ale z mojego wewnętrznego rachunku sumienia wynika iż wolę go używać niż jakikolwiek inny tłuszcz i dodaję praktycznie do wszystkiego. Jak ktoś chce być ortodoksyjny to może użyć oliwy z oliwek albo innego ulubionego oleju.

W międzyczasie jak cebula się "szkli", obieramy pomidory ze skórki i kroimy w bylejakie kawałki (i tak się rozpadną podczas gotowania). Ja nie wyjmuję pestek, odcinam jedynie te najtwardsze kawałki gniazd nasiennych. Kiedy cebula jest na skraju pomiędzy szklistością a złotym kolorem - wrzucamy pomidory i gotujemy bez przykrycia na średnim ogniu, do uzyskania pożądanej konsystencji. Pożądana konsystencja w tym przypadku to taka, że widzimy iż sos jest jeszcze za rzadki, że dalibyśmy mu tak z 10 minut więcej i byłby ok. Jest to idealny moment na dodanie suszonych ziół i przeciśniętego przez praskę czosnku. Wówczas wyłączamy ogień pod sosem i mieszamy wszystko - zioła zagęszczą sos do pożądanej konsystencji, a gotowanie nie zniszczy prozdrowotnych właściwości czosnku. Sos może gotować się nawet godzinę, w zależności jak wodniste są pomidory.
Kiedy sos już się gotuje, przechodzimy do warzyw. Ja wszystkie umyłam i bakłażana oraz cukinię pokroiłam na kawałki grubości około 1-1,5 cm. Paprykę zaś pozbawiłam gniazd nasiennych i pokroiłam na paski szerokości około 3 cm. Na rozgrzaną patelnię grillową wlewamy około 2 łyżki oliwy z oliwek i układając pojedyncze warstwy smażymy wszystkie warzywa z dwóch stron, aby widać było ładne przypieczone paski. Jeśli będą pryskały to można przykryć patelnię metalową przykrywką. To nawet dobrze zrobi papryce, będzie bardziej miękka. Usmażone kawałki wrzucamy do miski. Postępujemy tak do wykorzystania składników. Jak już mamy przygotowane warzywa to sos pomidorowy pewnie jest bliski ideału. Warto go cały czas kontrolować.

Teraz najtrudniejszy etap - beszamel. Specjalnie zostawiłam go na koniec bo warto skupić się tylko na nim. Kluczem do tego aby sos beszamelowy się udał jest uważność, przygotowanie składników i ciągłe mieszanie. Do szklanki albo małego pojemniczka wsypmy sobie te 4 łyżki (czubate) mąki oraz postawmy obok otwarte mleko i niech czekają pod ręką na swoją kolej. Dobrze jest też mieć taką trzepaczkę - rózgę jak do ubijania jajek. Od biedy może być taka odczepiona od miksera. ;) Bierzemy teraz dużą patelnię i roztapiamy na niej masło. Ogień powinien być średni/duży ale musimy go kontrolować. Jak masło się roztopi to wsypujemy po trochu mąkę, ciągle mieszając. Jak już nie ma grudek to zdejmujemy patelnię z ognia (nie wyłączając kuchenki) i dolewamy tak 1/4 mleka i rozpuszczamy w nim mąkę i z powrotem na gaz. Pod wpływem temperatury sos zacznie gęstnieć więc znowu zdejmujemy z ognia, dolewamy znów 1/4 mleka, mieszamy i znów na gaz. Postępujemy tak do osiągnięcia przez sos odpowiedniej konsystencji. Powinna być taka jak kupny sos serowy albo jak tempura (gęstszy niż ciasto naleśnikowe). Ja nie dałam całego mleka, zostawiłam tak 1/4. Kiedy sos ma odpowiednią konsystencję, wyłączamy gaz i dodajemy szczyptę gałki, sporo soli i pieprzu. Próbujemy czy dobre (starając się przy tym nie mruczeć 😋).

Jeśli wszystko jest gotowe, to bierzemy się za układanie. Brytfankę smarujemy olejem i wykładamy papierem do pieczenia. Łatwiej wówczas będzie wyjąć lasagne. Na dno układamy płaty makaronowe, na to warstwę bakłażana (powinien pójść cały), na to 1/2 sosu pomidorowego, na to 1/3 beszamelu. Dalej: płaty, warstwa cukinii i papryki, reszta pomidorów i 1/3 beszamelu. Na górę płaty makaronowe (można je wcześniej na chwilkę włożyć do ciepłej wody) i na to reszta beszamelu.

Pieczemy w 200 stopniach (grzanie góra-dół) około 20 minut. Po tym czasie w wersji niewegańskiej można posypać lasagne twardym serem i zostawić w wyłączonym, ciepłym piekarniku około 15-20 minut.

Ja swoją połowę posypałam wegańskim parmezanem z dodatkiem płatków drożdżowych, M. dostał wersję z Grana Padano. :)

(dieta pudełkowa niech się schowa!)

Komentarze