Drożdżówki!

Wiele osób uważa, że nie umie robić drożdżowego ciasta. Moja mama często w domu robiła właśnie różnej maści drżdżowce i dla mnie czynność ta jest tak naturalna, jak dla innych klepanie kotletów.

Zapach ciasta drożdżowego powoduje, że dom od razu staje się bardziej przytulny a my nagle młodniejemy o jakieś 25 lat. :)

Osobiście uważam ciasto drożdżowe za najmilsze w produkcji ciasto. Wszystko dzieje się powoli, mamy czas aby pozmywać i przygotować sobie warsztat pracy do kolejnego etapu. Drożdże ładnie pachną a ciasto jest miękkie, ciepłe i współpracuje z nami. Nasze drożdżówki mogą być wegańskie albo tradycyjne. Poza tym drożdże są naturalne, żaden tam proszek do pieczenia albo supertłuste ciasto francuskie. Ten przepis na drożdżówki udaje się zawsze, zarówno z suszonymi drożdżami instant, jak i ze świeżymi. Nadzienie można zrobić dowolne, byleby nie było zbyt wodniste. I przede wszystkim może być go PO BRZEGI! Nie to co w kupnych produktach drożdżówkopodobnych - wąski pasek jakiegoś kolorowego glutka udającego owoce. Fuj...

UWAGA!
Świeże drożdże świetnie się mrożą. Można kostkę 100 g. podzielić na ćwiartki po 25 g., każdą włożyć do torebki śniadaniówki i zamrozić. Kiedy przyjdzie nam ochota na drożdżowe ciasto, wystarczy pół godziny w temp. pokojowej aby nadawały się do użycia. Osobiście bardzo polecam ten sposób, gdyż rzadko udaje nam się zużyć całą kostkę drożdży, a one w lodówce po kilku dniach pleśnieją.



Składniki na około 15-20 drożdżówek:
- 50 g. drożdży świeżych / 8 g. (torebka) drożdży instant
- około 3,5 szklanki mąki pszennej
- pół szklanki ciepłego (nie gorącego) mleka
- 3 łyżki cukru
- 1 duże jajko i jedno żółtko (białko pójdzie do posmarowania)
- niecałe pół szklanki roztopionego (ale nie gorącego) masła klarowanego
- dowolne nadzienie (u mnie był to ok. 1 kg. jabłek)

Pierwszym krokiem jest przygotowanie nadzienia. Ja użyłam zwykłych jabłek, obrałam je, usunęłam gniazda nasienne, pokroiłam w małą kostkę (tak ok. 1 cm.). i wrzuciłam do miski. Następnie dosypałam około 1 płaską łyżkę cynamonu i dodałam sok z jednej cytryny.
Po co ten sok? Ano po to, że w kwaśnym środowisku łatwiej pękają ściany komórkowe, czyli jabłuszka się rozpadają i robią się takie pyszne, soczyste. ;) Jeśli mamy mocno kwaśne jabłka to pomijamy dodatek soku z cytryny.

Wszystko razem wymieszałam i schowałam do lodówki, żeby się "przegryzło".

A teraz ciasto:

Do miski albo naczynka o pojemności około 1 litra wsypujemy mniej-więcej pół szklanki mąki. W kubku albo szklance podgrzewamy mleko do temperatury takiej aby dało się wypić a do ciepłego mleka kruszymy drożdże i dodajemy połowę (1,5 łyżki cukru). wszystko mieszamy i wlewamy do mąki. 

Rada mojej Mamy: do drożdży nie używamy metalowych narzędzi, tylko drewniane/plastikowe/ceramiczne.

Całość mieszamy, przykrywamy czystą, bawełnianą ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce.

I tu kolejna uwaga: drożdżowe nie lubi przeciągów!

Można zaczyn wstawić do piekarnika rozgrzanego do około 40 stopni albo na kaloryferek. Rozczyn będzie rósł od 30 minut do godziny ale warto monitorować jego stan, bo w zależności od jakości drożdży, może urosnąć bardzo szybko i chcieć nam wykipieć. Mi się zdarzało i tak, i tak, że czekałam prawie godzinę aby coś drgnęło. Generalnie zaczyn ma podwoić swoją objętość.

Ja zawsze w międzyczasie sobie zmywam i sprzątam. ;)

Do miski wsypujemy pozostałe składniki (poza roztopionym masłem) i dodajemy wyrośnięty rozczyn. Warto sobie postawić obok opakowanie mąki, ale skorzystać z niej w ostateczności i na sam koniec. Zabieramy się do wyrabiania ciasta. Warto wcześniej zdjąć z ręki wszystkie pierścionki/bransoletki/zegarek. Wyrabiamy dokładnie zagniatając od brzegów miski do środka i starając się wtłoczyć do ciasta jak najwięcej powietrza. Przez kilka pierwszych minut będzie nam się wydawało że ciasto jest za suche i się przykleja i że się nie udało. Spokojnie, z mąki musi się wydobyć i uaktywnić gluten, do tego potrzeba cierpliwości i kilku minut wyrabiania. Nie jest to lekka robota, ale dobrze jest sobie podśpiewywać/mruczeć/nucić w tym czasie, wtedy dodatkowo napełnimy ciasto dobrymi wibracjami. :) 

Kiedy ciasto jest w miarę wyrobione a wszystkie składniki połączone, dodajemy roztopione masło i znów wyrabiamy przez kilka minut aż będzie sprężyste i będzie się łatwo odklejało od miski i od dłoni.

Wówczas ponownie przykrywamy miskę bawełnianą ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce aż ciasto podwoi swoja objętość.

Przekładamy wyrośnięte ciasto na blat/stolnicę podsypaną mąką i wyrabiamy przez chwilę. Takiego ciastowego pulpeta przykrywamy gdzieś w rogu stolnicy ściereczką aby nie obsechł i urywamy po kawałku wielkości cytryny. Z urwanego cista najpierw toczymy kulkę a później spłaszczamy ją w dłoniach na placuszek i do środka placuszka wkładamy nadzienie. Ja nakładałam jabłkową kostkę i każdą porcję podsypywałam dodatkowo łyżeczką cukru. Zwijamy nastepnie brzegi jak japońskiego pierożka, uklepujemy i kładziemy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia, łączeniem na dół.

Postępujemy tak do wyczerpania ciasta i nadzienia, każdą bułę smarujemy roztrzepanym białkiem i pieczemy w temp. 200-220 stopni (bez termoobiegu, grzanie góra-dół), na środkowym poziomie, w zależności od piekarnika przez ok. 10-12 minut. Trzeba cały czas kontrolować kolor naszych drożdżówek i w razie potrzeby można pieczenie wydłużyć do 15 minut.

Ostygnięte buły posypujemy cukrem pudrem, częstujemy niedowiarków i pękamy z dumy. :)

Komentarze